3. Historia mody

3.18. Z barwnych dziejów męskiego obuwia.

Słuszność starego porzekadła mówiącego o tym, że „Buty są wizytówką człowieka”, potwierdzona została po raz kolejny za sprawą ankiety przeprowadzonej niedawno wśród użytkowniczek jednego z amerykańskich portali społecznościowych. Ponad 90% ankietowanych przyznało bowiem, że wyrabiając sobie zdanie o nowopoznanym mężczyźnie, bierze pod uwagę rodzaj oraz wygląd jego obuwia. Ale czy zawsze męskie wybory obuwnicze miały tak istotny wpływ na jakość pierwszego wrażenia?

W każdej publikacji dotyczącej zasad biznesowego dress code’u przeczytać można, że podstawą w kreowaniu perfekcyjnego wizerunku jest wybór właściwego obuwia. Elegancka, zadbana para butów doda blasku każdej stylizacji. Na doskonale skrojony, bardzo drogi garnitur nikt nie zwróci uwagi, kiedy zestawi się go z niewypastowanymi, znoszonymi butami. Z powiedzeniem, że „obuwie to wizytówka człowieka” nie sposób polemizować. Warto się jednak zastanowić, czy kluczowa rola, jaką w kreowaniu męskiego wizerunku odgrywa dobór odpowiednich butów jest wyłącznie wynalazkiem dzisiejszych czasów? Barwne dzieje mody dowodzą, że ta właśnie część garderoby już od wieków wykracza poza realizację czysto praktycznych funkcji.

Za najstarszego, udokumentowanego, użytkownika obuwia uważa się pana Ötzi – żyjącego około 3300 lat p.n.e., zamieszkującego alpejskie zbocza na granicy Włoch i Austrii, drobnego mężczyznę, którego zamarznięte ciało odkryto podczas badań archeologicznych prowadzonych w 1991 roku. Na nogach Ötziego znajdowały się bowiem buty z kawałków jeleniej skóry, wyposażone w podeszwę ze skóry niedźwiedzia, dodatkowo ocieplone wkładką ze słomy i sznurków z łyka. W kontekście tak znaczącego odkrycia przyjęto więc, że wynalazcami obuwia byli nasi prahistoryczni przodkowie, chcący zapobiec wszelkim niedogodnościom, na jakie napotykała ludzka stopa podczas kontaktu z powierzchnią ziemi.

Starożytne modele butów musiały być przede wszystkim funkcjonalne i wygodne. Płaskie sandały o podeszwach, wykonanych z trzciny lub skóry, często złocono, w Grecji na ich spodzie umieszczano podobizny ukochanych osób, po to by być z nimi na każdym kroku, w Egipcie natomiast – portrety wrogów, których w ten metaforyczny sposób można było zdeptać. Najmodniejszymi egipskimi modelami butów były te, wykonane z odpowiednio spreparowanych liści palmowych oraz uprzednio namaczanych, suszonych, barwionych i precyzyjnie splatanych łodyg papirusu. Także w tym starożytnym państwie nazywanym Darem Nilu po raz pierwszy w obuwniczej historii pojawiły się pantofelki na obcasie. W przeciwieństwie do współczesnych szpilek, nie podkreślały atutów kobiecej sylwetki, ponieważ zostały stworzone z myślą o egipskich rzeźnikach, chcących chronić swoje stopy przed kałużami zwierzęcej krwi.

W słonecznej Helladzie i antycznym Rzymie po rodzaju noszonego obuwia odczytać można było przynależność do grupy społecznej. Przedstawiciele wyższych warstw wybierali na ogół wygodne sandały, które stały się także atrybutem olimpijskich bogów. Chłopi nie nosili butów wcale lub obwiązywali stopy kawałkami skóry.

W szeregach rzymskich legionistów wielką popularnością cieszyło się caligae – przypominające współczesne sandały-gladiatorki, obuwie uszyte z jednego, oplątywanego rzemieniem, skórzanego płatu, wyposażone w wielowarstwową podeszwę nabijaną ćwiekami i w wersji zimowej ocieplane tkaniną lub futrem. Caligae, będące pierwszymi butami, przystosowanymi do różnej budowy prawej i lewej stopy, występowały w zestawie ze skórzanymi bądź metalowymi cholewkami, okrywającymi goleń. Ten model stanowił także inspirację dla przydomku nadanego cesarzowi Gajuszowi Juliuszowi Cezarowi Germanikusowi, lepiej znanemu jako Kaligula, którego ojciec – wódz rzymski Germanik, ubierał w dziecięcą wersję rynsztunku legionisty. Chłopiec noszący niesłychanie mały rozmiar żołnierskich sandałów przezwany został mianem Caligula, tłumaczonym jako bucik.

W słynącym ze swojego zamiłowania do przepychu Bizancjum, wielką popularnością cieszyły się tak zwane socci – płytkie, skórzane buty, zdobione skomplikowanymi, złoconymi stębnowaniami i kolorowymi haftami.

Krzykiem mody we wczesnośredniowiecznej Persji były z kolei tsangia, czyli dekorowane bogatymi ornamentami trzewiki z cholewką, sięgająca połowy łydki.

Bardzo długą tradycją w produkcji obuwia pochwalić się mogą także Japończycy, którzy ze względu na łagodny klimat, w szczególności upodobali sobie różne modele sandałów. Ilość zdobień na starożytnym japońskim obuwiu świadczyła o statusie społecznym – inne buty nosili cesarscy urzędnicy, a jeszcze inne artyści, czy rzemieślnicy.

Wielce pruderyjna mentalność średniowiecznej Europy przyczyniła się do pierwszej, znaczącej obuwniczej rewolucji. Noszenie sandałów zaczęto postrzegać, jako przejaw godnego potępienia ekshibicjonizmu, przynosząc w efekcie modę na obuwie szczelnie otulające stopy.

W IX wieku pojawiły się pierwsze skórzane modele z niskimi, luźno opadającymi na kostki, cholewkami, pozwalającymi na rezygnację z uciążliwego sznurowania buta wokół łydki. Obuwie, wykonywane z delikatnej skóry nieustanie narażone było na wszelkiego rodzaju uszkodzenia. Aby im zapobiec na podeszwy często nakładano tak zwane patynki, czyli drewniane osłonki przytwierdzane do buta za pomocą rzemieni.

Na początku czternastego stulecia , średniowieczna arystokracja oszalała na punkcie trzewików z wydłużonymi, zadartymi noskami. Były one pierwszym obuwniczym modelem, w którym walory estetyczne odniosły zwycięstwo nad wygodą i praktycznością. Długie szpice wypychano mchem lub włosiem, pozwalającym na wygięcie się czubka buta i tym samym umożliwiającym stawianie w miarę naturalnych kroków. Według niektórych źródeł pierwsze egzemplarze powstać miały w Krakowie, o czym świadczą obowiązujące w średniowiecznej Europie określenia cracoves oraz le soulier de poulaine (buty pochodzące z Polski). Rodzimym odpowiednikami tych nazw były ciżmy, stosowane zamiennie z ciżemkami. Wśród duchowieństwa buty tego typu określano z kolei mianem pazura diabła i postrzegano, jako świadectwo próżności i pychy właściciela oraz szarlatańską modę, od której przykładny chrześcijanin powinien trzymać się z daleka. Mimo kościelnej dezaprobaty, ciżemki nie traciły na swej popularności, aż do nastania epoki renesansu. Na średniowiecznych dworach rozpoczął się szalony wyścig – długość czubka buta zaczęła wyznaczać status społeczny. Ciżemki o najbardziej imponujących szpicach były domeną możnych panów. Damy, noszące suknie do ziemi na ogół rezygnowały z tego typu ekstrawagancji. W tym miejscu warto jeszcze wspomnieć, że wyraźna granica pomiędzy obuwiem męskim i damskim wyznaczona została dopiero u schyłku siedemnastego stulecia. Wróćmy jednak do ciżemek, których dopuszczalna długość w Anglii finalnie określona została przez specjalny dekret. Przedstawiciele najniższych warstw mogli nosić cracoves o zaledwie kilkucentymetrowych noskach, natomiast na obuwnicze wybory szlachetnie urodzonych nie zostały nałożone żadne ograniczenia, a ciżemki o ponad półmetrowym czubku stały się dworską normą.

Epoka renesansu przyniosła modę na, nieco wygodniejsze niż ciżmy, głęboko wycięte trzewiki z szerokimi czubkami. W tej kategorii prawdziwy rekord należał do króla Anglii, Henryka VIII, posiadającego w swojej garderobie buty o szerokości 17 centymetrów.

Podczas tworzenia renesansowych butów, wyposażonych w noski o niecodziennych kształtach, często inspirowano się światem flory i fauny, co tłumaczyłoby tajemniczo brzmiące nazwy niektórych modeli, takie: krowi pyskłapa niedźwiedzia lub kaczy dziób.

U schyłku XVI wieku pojawiły się buty na niewysokim obcasie, z wygiętą w łuk podeszwą. Na krótką chwilę powróciła także moda na ciżemki o ekstremalnie długich czubkach. Na dworze Karola V Habsburga wielką popularnością cieszyły się trzewiki o 60-centymetrowym nosku. By móc się w nich w ogóle poruszać, koniecznym było dokładne zawinięcie czubków w ślimacznicę lub usztywnienie ich specjalnymi fiszbinami.

W wieku XVII najpopularniejszym modelem męskiego obuwia był ten wykonany z delikatnej skóry, na solidnym, niskim obcasie, często z rozszerzającą się ku górze, wywiniętą cholewą. Barokowa estetyka nie mogła pozostawić tak skromnego kształtu bez odpowiedniej dekoracji. Początkowo świetnie w tej roli odnajdywały się rozety, czyli okrągłe ornamenty z jedwabnych wstążek lub koronek, które w swojej najbardziej ekstrawaganckiej formie przesłaniały całą powierzchnię buta. Z czasem miejsce rozet zajęły bogato zdobione klamry, cieszące się niesłabnącą popularnością przez kolejnych sto lat.

Na wersalskim dworze Ludwika XIV triumfy święciły z kolei męskie pantofle na wysokim obcasie. Jak głosi jedna z legend, pomysłodawcą tego rewolucyjnego modelu był brat Króla Słońce, który wyśmiewany przez własną żonę za wyjątkowo niski wzrost, rozkazał nadwornym szewcom skonstruować dla siebie parę butów na wysokim słupku. Z czasem obuwie o podeszwach i kilkunasto centymetrowych obcasach w kolorze czerwieni (barwie najtrudniejszej do uzyskania i tym samym najdroższej) stało się symbolem arystokratycznego statusu. Król Słońce wprowadził nawet stosowny dekret, zgodnie z którym buty ze złotą klamrą, na lekko zwężającym się ku dołowi, czerwonym obcasie były jedynym dopuszczalnym na jego dworze, męskim i damskim obuwiem. Sam władca pochwalić się mógł kolekcją obejmującą ponad 120 par.

Wybuch Rewolucji Francuskiej zmienił bieg obuwniczej historii. W duchu rewolucyjnych idei głoszących równość całego narodu francuskiego, za noszenie, jednoznacznie kojarzących się z arystokracją, butów na wysokim obcasie groził szafot.

Choć w połowie XIX wieku, do oferty zakładów szewskich ponownie wróciły pantofle, pozwalające dodać sobie kilka centymetrów wzrostu, pojawiały się one już wyłącznie w wersji damskiej. Panowie zrezygnowali z powrotu do arystokratycznych tradycji i pozostali przy butach na płaskiej podeszwie. Na co dzień noszono wysokie buty z cholewami o wyłogach z jaśniejszej skóry lub te, sięgające połowy łydki. Dopełnieniem stroju wieczorowego były natomiast wycięte pantofle z ozdobną klamrą, występujące w zestawie z ozdobnymi pończochami. W latach 20. XIX wieku, wraz z nastaniem mody na długie spodnie, pojawiły się trzewiki o zwężających się, kwadratowych noskach.

Skonstruowanie w roku 1846 pierwszej maszyny do szycia butów zainaugurowało proces, czyniący z produkcji obuwia, dotąd będącej domeną małych warsztatów szewskich, jedną z dynamiczniej rozwijających się gałęzi przemysłu.

Około roku 1850 pojawiły się pierwsze egzemplarze butów z metalowymi dziurkami, służącymi do przewlekania sznurowadeł.

Technologiczny postęp drugiej połowy XIX wieku przyczynił się do powstania nowych, klasycznych modeli męskich butów, które po dziś dzień, w niemalże niezmienionej formie, spotkać można na półkach obuwniczych salonów.

Przełom dziewiętnastego i dwudziestego stulecia przyniósł wiele społecznych zmian, wśród których znalazło się powszechne zamiłowanie do rekreacji na świeżym powietrzu. Ale szybko okazało się, że aktywne spędzanie czasu w ciasno zasznurowanych, skórzanych półbutach jest dotkliwą torturą. Wprowadzenie do obuwniczej oferty modeli sportowych stało się więc nieuniknione. Pierwszą firmą, jaka podjęła się tej niełatwej misji było założone w roku 1890, w angielskim miasteczku Boulton, przedsiębiorstwo należące do Josepha Williama Fostera, później prężnie funkcjonujące pod nazwą Reebok.

Prekursorem w produkcji płóciennych tenisówek z gumową podeszwą była amerykańska firma Keds, która z impetem wkroczyła na rynek w roku 1916.

Z czasem obuwie tej marki, zaczęto określać mianem sneakers (od angielskiego słowa sneak, czyli skradać się), podkreślając tym samym fakt, że w tak wygodnych butach można poruszać się niemal bezszelestnie.

Kiedy w 1908 roku, w Stanach Zjednoczonych powstało przedsiębiorstwo Converse Rubber Corporation nikt nie przypuszczał, że firma zajmująca się produkcją opon samochodowych, stanie się niebawem jednym z największych obuwniczych potentatów. Zmiana profilu działalności okazała się strzałem w przysłowiową dziesiątkę.

W roku 1917, właściciel przedsiębiorstwa Marquis M.Converse, z myślą o amerykańskich koszykarzach, zaprojektował, dziś już kultowy, model za kostkę, wykonany z czarnego płótna i wyposażony w grubą gumową podeszwę. Początkowo buty stworzone przez Converse’a nie cieszyły się szczególną popularnością. Sytuacja diametralnie zmieniła się dopiero na początku lat 20., kiedy do ich promocji zatrudniono gwiazdę koszykarskiej drużyny Akron Firestones – Charlesa H. „Chucka” Taylora. Dzięki jego praktycznym uwagom, wprowadzono kilka istotnych innowacji, takich jak zmiana profilu podeszwy, zapewniająca lepszą przyczepność i chroniąca przed poślizgami. Buty, popularnie nazwane trampkami, opatentowano jako model All Star i oznaczono na wysokości kostki symbolem pięcioramiennej gwiazdy, z wkomponowanym w firmowe logo nazwiskiem Taylora. W latach 50. trampki marki Converse przekroczyły  linie sportowych boisk, stając się ulubionym obuwiem wielu hollywoodzkich gwiazd, a tym samym stałym gościem w codziennej modzie młodych ludzi, naśladujących styl swoich idoli. W roku 1966 pojawiły się nowe wersje kolorystyczne i materiałowe All Star oraz modele przed kostkę. Zdumiewającym jest fakt, że buty zaprojektowane blisko sto lat temu, dziś nie tylko cieszą się mianem kultowych, ale wciąż zajmują honorowe miejsce w obuwniczych kolekcjach milionów ludzi na całym świecie.

Jednym z ważniejszych konkurentów Marquisa Converse’a była niemiecka firma braci Dassler, słynąca z produkcji wytrzymałych, skórzanych butów do biegania. W 1948 roku, na skutek rodzinnego sporu, każdy z braci założył własne przedsiębiorstwo. Wtedy właśnie powstały marki Adidas i Puma. Kolejny branżowy potentat pojawił się dopiero w roku 1971 – amerykańskiego koncernu, dumnie noszącego imię greckiej bogini zwycięstwa Nike nikomu chyba nie trzeba przedstawiać.

Z czasem buty sportowe zadomowiły się na dobre nie tylko w codziennej modzie ulicy, ale także w kolekcjach najwybitniejszych projektantów. W tym miejscu warto jednak zauważyć, że choć w świecie show-biznesu regularnie pojawia się trend na zestawianie garniturów z kolorowymi trampkami, w oficjalnym dress code na takie nonszalancje zdecydowanie nie ma miejsca.

Po II wojnie światowej przemysł obuwniczy zaczął rozwijać się w szalonym tempie, sprawiając, że stworzenie kroniki dokumentującej wszystkie modele męskich butów, jakie pojawiły się na przestrzeni ostatnich 60 lat staje się misją niemożliwą.

Niezwykle bogatej oferty współczesnych salonów obuwniczych nie pomieściłby żaden katalog, nic więc dziwnego, że dla wielu panów zakupy, których celem jest wybór spośród milionów par, odpowiednich butów, mogą wydawać się najdotkliwszą torturą. Aby nieco złagodzić ten ból, zapraszamy do przeczytania kolejnego wpisu, poświęconego klasycznym modelom męskiego obuwia i ich roli w tworzeniu wizerunku, zgodnego z wszelkimi regułami dress code.

Marta Leśniak

Marta Leśniak

- z wykształcenia historyk sztuki. Miłośniczka mody - zjawiska, które interesuje ją nie tylko w aspekcie historii i sztuki ale także w wymiarze praktycznym,- laureatka wszystkich szkolnych konkursów literackich- pisze i publikuje także artykuły i artykuliki dla Coffee News- planuje doktorat z historii mody